środa, 28 października 2015

Rozdział 09.

Nie odzywał się przez dobrą minutę i w momencie, gdy myślałam, że zapomniał o tym co przed chwilą powiedziałam, on podniósł wzrok i bez żadnej emocji spojrzał mi prosto w oczy, kręcąc głową.
- Żartujesz?- szepnął.
Mocno zacisnęłam powieki i wypuściłam drżący oddech.
Stałam tam jak odrętwiała. Nie wiedziałam, czego mogę się teraz po nim spodziewać. Jego rozzłoszczone i pełne zaskoczenia oczy wypalały dziurę w moim mózgu. O Matko Chrystusiasta! 
-Coś ty przed chwilą powiedziałaś?!-Kontynuował, a ja z tego przerażenia zaczęłam szlochać. 
-Zznaczy...Może mi się tylko tak wydaje...-powiedziałam półgłosem.
Szerzej otworzył oczy ze zdziwienia, a zmarszczka między jego brwiami pogłębiła się. Facet, którego wcześniej okładał zaczął coś bełkotać, a ten w zamian rzucił mu w twarz gruby plik studolarówek. 
-A jeśli sprzedasz mnie na psach to inaczej sobie porozmawiamy. -syknął i stanął wprost na mnie.
Pierwszą reakcją, była chęć ukrycia się. 

Z jego kostek na dłoniach wydobywała się krew. Przegryzłam nerwowo wargę i zaczęłam się trząść z przerażenia. Zaczęłam się wycofywać, kiedy złapał mój nadgarstek. Zostałam gwałtownie szarpnięta za dłoń. Zaczął ciągnąć mnie w kierunku ślepej uliczki. 


***


-Puszczaj!- starałam się wyrwać z jego ciasnego uścisku. 
-Zaraz sobie porozmawiamy.
Krzyknęłam, kiedy szarpnął mnie, bym weszła z nim do tej zrobaczywiałej krypty. Złapał mnie mocno, kiedy zachwiałam się na nogach. 
-Kochasz mnie, ta? - zaśmiał się nieprzyjaźnie. 
Z całej siły wyrywałam nadgarstek, kiedy ciągnął mnie wzdłuż ściany budynku. Odwrócił się do mnie twarzą, na ile to było możliwe, schowałam głowę w ramionach. 
-Nie utrudniaj mi tego. - wysyczał. 
Zaczęłam panikować, kiedy ciągnął mnie jeszcze dalej. Złapał mnie za ramię, brutalnie przygwożdżając do ściany. Zaczęłam się trząść i mocno zamknęłam oczy, żeby uniknąć jego spojrzenia. Kiedy otwarłam je znowu, Harry gapił się na mnie przerażającymi oczami. Byłam przerażona do szpiku kości. A jeśli on chce mnie tu zabić?!

-Nie możesz mnie kochać, bo gdybyś mnie kochała nie bałabyś się mnie.-Co do cholery on mówi? 
Zszokowana otworzyłam usta i nie mogłam wykrztusić już nawet głupiego jęku strachu, który jeszcze niedawno mnie przerastał.
Chłopak puścił mi dłonie i odsunął się na bezpieczną odległość, a ja nadal nie wiedziałam, co się tak naprawdę dzieje. Nie mogłam po prostu uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. 
Wyszukał w ciasnych dżinsach paczkę papierosów, wyciągnął jednego, a z drugiej tylnej części garderoby wyjął zapalniczkę.
-Palisz? -zapytał, a po chwili się roześmiał. 
Pokręciłam przecząco głową i po chwili objął nas dym nikotynowy. 
-Harry..., ja... 
-Zamknij się. Jeszcze raz sobie tak zażartujesz, a rozwalę ci łeb o kant tego chodnika. I coś na przyszłość: Nie wtrącaj się w moje sprawy osobiste. Nara. 
Zaraz po tych słowach zniknął z moich oczu. 

***

Całą  noc nie przespałam. Siedziałam na skraju łóżka i analizowałam tą dzisiejszą, jakże irytującą i zawstydzającą sytuację. To chore...
Czy on zawsze jak się zdenerwuje to rozwala twarz napotkanemu człowiekowi? 
Im dłużej się nad tym wszystkim zastanawiałam, tym bardziej uważałam, że jest popieprzony, a ja coś do niego czułam. Coś mnie przyciągało do tej mrocznej bestii. 
Drzwi od mojego pokoju otworzyły się, a ku mojemu zdziwieniu przed nimi stał Styles. 
-Ubieraj się, jedziemy na spotkanie z moim ojcem. Musisz go oczarować, pamiętaj. -Podszedł do komody z moimi ubraniami. 
-Halo, halo! Co ty wyprawiasz?! -wydarłam się, kiedy sięgnął do kolejnej szuflady, gdzie znajdowała się moja bielizna. Wyciągnął z niej moje czerwone stringi. Chciałam zapaść się pod ziemię. Boże, daj mi jakiś cień, cokolwiek żeby się ukryć z tego zawstydzenia. 
-Nosisz stryngulki? -Jego melodyjny śmiech rozszedł się po całym moim pokoju, aż mocniej zabiło mi serce. Może i byłam cholernie zawstydzona, ale on znów odsłonił przede mną inną twarz. Twarz małego, wesołego chłopca, który cieszy się nawet z głupich majtek. 

***

W drzwiach zostaliśmy ciepło przywitani przez jego mamę, która niemal wepchnęła nas do środka i od razu zaproponowała, że zrobi nam coś do jedzenia, zanim wyjdzie na zakupy.
-Gdzie ojciec? -spytał chłodno. 
-W ogrodzie, ale to miło, że w końcu o niego pytasz. Lekarz powiedział, że grozi mu paraliż jednej strony, ale...
Nie usłyszałam dalszej wypowiedzi, bo zaczął mnie ciągnąć na taras. 


***

Niedaleko domu siedział na wózku inwalidzkim. Patrzył gdzieś w dal, być może rozmyślał nad swoim życiem i tym, że nie długo zostawi swoją ukochaną rodzinę. Nie rozumiem tylko, dlaczego Harry jest tak wpatrzony w pieniądze. Powinien teraz siedzieć i dzielić chwilę z ojcem. Niestety w tych czasach ważne są tylko pieniądze. 
-Witaj ojcze, to moja dziewczyna-Vanessa. -powiedział biznesowym tonem. Ludzie to twój ojciec, powinieneś to jakoś "milej" powiedzieć, Niebezpieczny!
Mężczyzna nawet się nie odwrócił, nadal patrzył w kolorowy krajobraz przed jego domem. Widocznie ich kontakty nie były tak "mocne" jak myślałam. 
Nie wiedząc co robić, postanowiłam przejąć kontrolę.
-Dzień dobry, miło mi bardzo pana poznać, panie Styles. Jest mi niezmiernie miło. Harry wspominał mi, że lubi pan malować. To tak samo jak ja. Od urodzenia zostałam stworzona do malowania, dlatego... 
Odwrócił się. Jego ciemne, kręcone jak Harry włosy otulały jego smukłą i wychudzoną twarz. Niebieskie jak niebo oczy oddawały magię jego nie z tej ziemi osobowości. Widać po nim, że choroba zjada go niemal na żywca. 
Mężczyzna prześwietlił cały mój wygląd, ale szczególną uwagę zwrócił na moje dłonie. Patrzył się tak na nie dobre kilka minut, a dopiero później spojrzał w moje oczy. 
-Miło mi cię poznać, Vanesso. -uśmiechnął się, ale czułam że to jest wymuszone. Chwilę po tych słowach spojrzał na Harrego, zaszkliły mu się oczy, ale szybko opanował swoje uczucia. 
-Idź stąd, chce z nią zostać sam. -dodał po chwili zwracając się do Niebezpiecznego. Jezus, Maria!
Skinął głową w kierunku swojego taty. Momentalnie zmniejszył dystans między nami i przycisnął mnie mocno do siebie. Jego lewa dłoń pocierała miarowo moje pokryte od dreszczy plecy, a po chwili pochylił się i delikatnie cmoknął mnie w czubek głowy. Zaczerwieniłam się odskakując od niego tak szybko jak było to tylko możliwe. Uśmiechnął się ukazując swoje seksistowskie dołeczki i odszedł w głąb domu. 
No to po mnie!

piątek, 23 października 2015

Rozdział 08.

Wsiedliśmy do samochodu i w ciszy wyjechaliśmy z parkingu szkolnego. Nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. On... stanął w mojej obronie...
Siedziałam w ciszy, oglądając widoki za oknem. Po prostu nie czułam się na siłach. Może to zły pomysł. Może nie powinnam go prosić o to by był kimś bliskim dla mnie, ale potrzebowałam tego. Potrzebowałam oparcia i kogoś z kim mogłabym chociaż porozmawiać. 
Spojrzałam na Harrego, który był skupiony na jeździe autem. Wyglądał niesamowicie!
Bujne loki opadały wzdłuż jego przystojnej twarzy. Mogłabym dostrzec też, że jest wręcz przesiąknięty władczą postawą. Też wybrałam sobie obiekt do zwierzeń.
- Harry, wiesz co najbardziej boli? - jakoś wyrwało mi się.
- Kiedy zranisz się w palec? - zapytał zdezorientowany.
- Najbardziej boli, kiedy chcesz wykrzyczeć całemu światu jak bardzo jesteś szczęśliwy, a nie możesz. Nie możesz, bo nie masz nikogo z kim mógłbyś się podzielić, a wiesz dlaczego? - poczułam jego przeszywający wzrok. - albo mniejsza z tym. Gdzie jedziemy?
- Dokończ, proszę.
Zawahałam się, podejrzewając, że chce specjalnie wyrwać ze mnie jak najwięcej informacji. Jednak przemknęło mi przez myśl, że może chce znać moją opinię na ten temat. Patrzyłam na niego i gorączkowo szukałam słów.
- Bo przyzwyczaiłeś się do samotności?
- Beznadzieja... Ja nie potrzebuje nikogo z kim mógłbym porozmawiać o moim prywatnym życiu, nawet o tych przykrych sprawach.
Spojrzałam na niego zszokowania.
- Nie dobrze jest wszystkiego demaskować w sobie.
- Wy kobiety patrzycie przez pryzmat czerni i bieli, dobra i zła. Wolałybyście cały dzień spędzić z ukochanym, przytulając się. A wystarczyłoby trochę pomyśleć i działać. Zamiast zmarnować dzień miziając się, możemy w tym samym czasie zarobić tyle pieniędzy... - Powiedział dumnie.
- Pieniądze to nie wszytko, nie kupisz za nie miłości, Harry.
Myślę, że uznał moje stwierdzenie jako obelgę. Fuknęłam i odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. 

***

Obudziłam się jeszcze zanim zadzwonił mój budzik, co zdarzyło się po raz pierwszy w moim życiu. Nie chciałam wychodzić z mojego ciepłego, przytulnego królestwa, ale musiałam. W Stanach Zjednoczonych pogoda zawsze jest ciepła, ale kiedy przeprowadziłam się do Nowego Jorku, to jakbym wkroczyła do całkiem innego świata. Było tu strasznie zimno, pochmurno, rzadko kiedy pojawiało się słońce. A kiedy już się pojawiało, korzystałam z tego jak mogłam. 
Przerzuciłam włosy za siebie i związałam je na czubku głowy w niedbałą kitkę. Nie mogłam przestać o nim myśleć. O tych jego pięknych oczach. O oszałamiającym zapachu i zapierającym dech w piersiach uśmiechu. Niestety nie mogę o nim tak myśleć, bo się zakocham i tym samym złamię pakt. Strasznie to jest pokręcone.
Nalałam mleka do kubka z kawą, tworząc na górze wymyślny wzór i jednym chlustem wypiłam ją. Dzisiaj postanowiłam spędzić czas w parku rysując jakiś przepiękny pejzaż, a skoro jestem już udupiona przez nijakiego-Harrego Stylesa, to nic mnie już w życiu nie zaskoczy. 

***

W parku znalazłam cudną miejscówkę, gdzie siedział tylko jakiś mężczyzna koło trzydziestki. Cuda natury, ptaków śpiew i lekki strumyczek nadawał intensywności i oddania się w mechanice malowania. Kocham malować. Już mając cztery lata jakiś biznesmen mojej mamy chciał kupić mój obraz za trzy miliony kurcze dolarów, a narysowałam tylko jakąś gównianą krowę z kilkoma świniami. Nie wiem, czemu akurat to narysowałam, ale kupę pieniędzy proponował za to coś. 
Nagle usłyszałam z tyłu ugniatającą się trawę. Odwróciłam głowę i zauważyłam Niebezpiecznego, który głupkowato się uśmiechał i przeczesywał dłonią swoje gęste włosy. 
-Coś się stało? -Zapytałam zdziwiona jego przybyciem. 
-Przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa.-Usiał obok mnie. Energia chyba go rozsadzała.
Przewróciłam oczami i próbowałam skupić się na malowaniu. PRÓBOWAŁAM, ale Pan Niebezpieczny nie pozwolił mi na to, bo wariuje gdy go widzę. 
-No dobra powiesz mi co się dzieje? 
-Nic. 
Westchnęłam pod nosem i pokiwałam głową. 
-Dlaczego nie rozmawiasz z rodzicami? -wycedził ni z tego, ni z owego.
-Bo nie mają na to czasu? Ty to co innego, masz rodzinę, która cie kocha. Ja natomiast mam rodziców, dla których ważne są tylko pieniądze niż własna córka.
Zapadła cisza i coraz bardziej nie wiedziałam, dlaczego jest taki chłodny. 
-Gówno wiesz o mojej rodzinie.- Wstał i zaczął iść w stronę jakiegoś faceta, którego pierwszy raz widziałam na oczy. 
W pewnej chwili złapał nieznajomego faceta za koszulę i zaczął go okładać. Szybko ruszyłam w ich stronę. Moje serce waliło jak oszalałe, kiedy desperacko próbowałam odciągnąć Harrego za ramie. Nawet nie drgnął. 
- Harry! Harry, przestań! 
Jego dłoń powędrowała w dół, by zadać kolejny cios, moje ręce kurczowo oplotły jego napięte mięśnie. 
- Zamordujesz go!
Byłam zmuszona odpuścić, kiedy wyrwał swoje ramie z mojego uścisku. Jego zaciśnięta dłoń, ciągle zadawała mocne uderzenia. Nie wiedziałam co mam robić, kiedy bezradnie patrzyłam, jak Harry konsekwentnie wybijał resztki życia z półprzytomnego mężczyzny. Twarz faceta cała pokrywała się krwią. Zaczęłam panikować. 
- Kocham cię! - krzyknęłam. Wtedy odwróciłam jego uwagę.

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 07.

Nie odezwał się ani słowem, od momentu w którym tajemnicza osoba odeszła. Nie poruszałam się przez kilka kolejnych sekund. W końcu oddalił się ode mnie na bezpieczną odległość. Przygryzłam wargę i odwróciłam się na pięcie w mgnieniu oka. Okrążyłam wysepkę kuchenną i szybko ruszyłam do salonu. Był tuż za mną, więc jako przeszkody użyłam kanapy. Odwróciłam się w jego stronę z szerokim uśmiechem na twarzy, dumna z tego jaką zaporę wybrałam. Intensywnie mierzył mnie wzrokiem, powoli zmierzając w moją stronę. Szybko obrałam przeciwny kierunek.
- Nie odczepię się dopóki mi nie odpowiesz. - syknął.
Sekundę później stał już przy mnie, górując nade mną swoim wzrostem. Wpatrywał się we mnie z góry. Głośno przełknęłam ślinę i opuściłam wzrok na nerwowo splecione palce.
- Zostań moim przyjacielem, proszę. - bąknęłam niepewnie.
Spodziewałam się jakiegoś protestu, czy coś. Ale on tylko złapał delikatnie mojego drobnego ramienia.
- Skoro takie jest twoje życzenie... Zaopiekuje się tobą.  -uśmiechnął się pod nosem.
Mógł z łatwością wyczuć moje wahanie.
- Będziesz czuła się pewniej, jak usiądę i omówimy swoje warunki? - wskazał na kanapę.
Kiwnęłam głową i odetchnęłam, gdy chłopak posłusznie spełnił swoje słowa, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Przełknęłam głośno ślinę i powoli przysiadłam się obok.
Uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Chce żebyś "tylko" był przyjacielem, nic więcej od ciebie nie oczekuję. - powiedziałam cicho.
- Oczywiście, w każdym razem chce żeby to co mówimy prywatnie było tylko i wyłącznie między nami, zrozumiałaś? A i co najważniejsze, żadnego wtrącania swoich "widzi mi się" w życie prywatne drugiej osoby. - oznajmił chłodnie i lekko poruszył swoje umięśnione ciało. Wtedy zauważyłam wytatuowany krzyż na jego lewej dłoni.
- Masz ich więcej? - spytałam spoglądając na tatuaż.
- Może... + odpowiedział ostrożnie i powoli. Pochylił się nieco do przodu i poczułam jego oddech na swojej twarzy. Gdybym tylko minimalnie drgnęła, nasze usta złączyły by się. Wstrzymałam oddech, kiedy oblizał usta.
W pewnym momencie ponownie usłyszeliśmy trzask drzwi zewnętrznych.
- Do następnego razu. - powiedział już bardziej formalnie, chyba zdając sobie sprawę z tego, że jego gesty obudziły stado motyli w moim brzuchu. Pan Niebezpieczny szybko wybiegł przez uchylone drzwi, które prowadziły na taras.

***

Po szkole postanowiłam przejść się ze Stephanie do galerii. Kiedy czekałam na nią usłyszałam piski dziewcząt. O co mogło chodzić?
Odwróciłam się i ku mojemu zdziwieniu zauważyłam Harrego zmierzającego w moją stronę.
- Witaj - uśmiechnął się.
Zaniemówiłam. Przygryzłam dolną wargę, kiedy staliśmy tak i wpatrywaliśmy się w siebie. Nie ruszył się. Stał tak wyprostowany i niewzruszony. Ja również nie ruszyłam się z miejsca, z tymże stałam na środku placu. Głośno przełknęłam ślinę, gdy jego onieśmielająca aura zaczęła brać nade mną górę.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem po ciebie. - Odetchnął głęboko, ale w jego wyrazie twarzy nie dostrzegłam frustracji. Zbiorowisko wokół nas robiło się coraz większe. Po prostu zaczęłam źle się z tym czuć. Ich szepty... były strasznie przygnębiające.
"To niewiarygodne!", " przecież ona jest brzydka"...
Pan Niebezpieczny złapał mnie za rękę i przecisnął się przez tłum. Kiedy byliśmy przy jego czarnym land roverze, zatrzymał się.
- Jeśli jeszcze raz usłyszę jak plotkujecie na temat panny Morgan to pourywam wam łby, skurwiele.

Od autorki:
Siema, kolejny rozdział pojawi się jutro. :) 
Chciałam podziękować Wam za wszystkie miłe słowa pod komentarzami. DZIĘNGZ.
Jakoś od kilku dni jestem smutna i nie wiem dlaczego O.o 
Ciągle bym ryczała, albo spała. Gorzej niż w psychiatryku.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziałów, ale po prostu nie miałam weny a gówno napisać to lepiej nic nie pisać. BAYO

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 06.

Zatkało mnie. Co on właściwie powiedział?
- Słucham? - wybełkotałam nie przez to, że wypiłam trochę szampana tylko przez to co przed chwilą usłyszałam.
W pewnym momencie poczułam jego silną rękę na moim delikatnym ramieniu. Niepewnie podniosłam głowę także dokładnie widziałam niespotykany odcień jego oczu.
Przełknęłam ślinę.
- Skoro masz wszystko, a nie masz chłopaka...
- To nie znaczy, że ty masz nim zostać, wiesz? - przerwałam mu, a on zmarszczył czoło i przymrużył ciemne oczy. Chyba nie był przyzwyczajony do ludzi sprzeciwiających się jego rozkazom.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie przespałabyś się z takim kolesiem jak ja? - Sama nie bardzo wiedziałam co robię, machinalnie podniosłam rękę i z całej siły uderzyłam go w policzek. Impet był tak duży, że jego głowa odskoczyła na bok. Moja klatka zaczęła się szybko unosić, kiedy zwiększyłam częstotliwość napełniania płuc.
- Nie powinnaś tego robić... - wyszeptał łapiąc się za obolały policzek.
- Ha, śmieszne. Może to jest jedyny powód, dla którego mnie dzisiaj zabrałeś ze sobą?
Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Czy ty byłaś głucha jak ci mówiłem po co chce żebyś tu była, do cholery?! - zabrzmiał jego pełen irytacji, niski głos.
- Tak, a później mówisz mi o przespaniu się z tobą.
Źrenice rozszerzyły mu się ze złości, widziałam że jest coraz bardziej rozdrażniony, ale nie obchodziło mnie to. Wpatrywałam się w niego czekając, aż się odezwie. 
- Czy ty jesteś głupia?  - wycedził. 
- Wiesz nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. - Fuknęłam i wyminęłam go. 
NIESTETY złapał mnie mocno za rękę i szarpnął tak, że wleciałam mu prosto w ramiona.
- Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko jeśli się zgodzisz na tę umowę. Tyle, że w grę nie wchodzi miłość, Żadne uczucie słyszysz? - widziałam determinacje w jego oczach. Nie wiedziałam dokładnie czy aż tak zależy mu na pieniądzach, czy na ojcu. 
Jednak moja dusza podpowiadała mi żebym go trochę potrzymała w niepewności. 
- A co jeśli się nie zgodzę? - spytałam nadal spoglądając mu w twarz. 
- Uwierz mi, że nie stracisz, jeśli się zgodzisz. 

*** 

Odetchnęłam głęboko, zanim przekroczyłam próg swojego mieszkania. Przede mną została postawiona pewna, dość nie spotykana decyzja i tylko ja musiałam ją podjąć. Zgodzić się czy nie? 
Weszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego.
Jego zachowanie bardzo mnie zaintrygowało. Raz był bezczelny, pełen emocji, budził respekt, aż nagle zmieniał się w dobrze poukładanego mężczyznę, pełnego uczuć z wieloma atutami. Tylko dlaczego ja?!
Nie byłam ładna i nie mogłam mu dużo zaoferować jednak intrygował mnie do takiego stopnia, że już byłam w stanie zgodzić się na jego propozycję. 
Usiadłam przed laptopem i wpisałam w "google": Harry Styles. 
Otworzyło się wiele stron na jego temat. Jedna z nich bardzo mnie zaciekawiła. 
" Zagrożony majątek Harrego Stylesa! Jego przebrany brat walczy o swój posag!".
Westchnęłam i powędrowałam do łazienki. Mocniej zacisnęłam dłonie na umywalce i oparłam się o nią całym ciężarem ciała. Starałam się uspokoić oddech. Przebiegłam palcami po twarzy i spojrzałam w lustro. Moje włosy już nie były tak ładnie ułożone jak wcześniej, blada skóra i zmęczone oczy.
Pomyślałam, że jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc to nie dawno poznana Step. Wzięłam komórkę z drewnianej komody i wykręciłam do niej numer telefonu.
- Halo? - usłyszałam po chwili jej zmęczony głos. 
- Oh, przepraszam że tak późno dzwonię, ale chciałam się ciebie o coś zapytać. - odwróciłam się i zauważyłam zirytowanego Pana Niebezpiecznego, który kieruje się w moją stronę. Moje serce podskoczyło mi do gardła i o mało, a bym się udusiła. 
- Pani podziękujemy. - powiedział do telefonu i rzucił go na łóżko. 
Moje usta niepewnie zadrżały, kiedy na niego spojrzałam. Głośno wypuściłam powietrze, kiedy złapał mnie za biodra i przerzucił sobie przez ramię. Moje dłonie, zaciśnięte w pięści raz za razem obrzucały jego plecy uderzeniami. Próbowałam wymusić na nim, żeby mnie puścił. Tak się nie stało. Zignorował mnie, nie przestawał pewnym krokiem maszerować do kuchni w moim domu. Gdzie byli moi rodzice, ja się pytam?!
- Harry! - zacisnęłam pięści na tyle jego koszulki - Puść mnie!
Kilka sekund później stałam przed nim, kiedy łaskawie opuścił mnie na ziemię. Zbliżył się na krok, a ja instynktownie się cofnęłam. Załkałam w duchu, kiedy moje plecy dotknęły blatu kuchennego.
- Po coś tu znowu przylazł?! W ogóle kto ci pozwolił?!  - zaczęłam ostro.
- Przyszedłem cie odwiedzić- odparł, jak gdyby nigdy nic.
Jego głos, był przepełniony drwiną. 
- Cóż... Może powiesz mi, dlaczego?! 
- Bo chce żebyś dała mi w końcu tą, jebaną odpowiedź na którą czekam od paru godzin! - usłyszałam jego szorstki głos.
Nic już nie powiedziałam, no bo co niby miałam odpowiedzieć.
- Usłyszę ją albo teraz, albo nigdy.
- Jak będziesz tak nalegał to pewnie, że się nie zgodzę! - krzyknęłam i kiedy chciałam iść do swojego pokoju usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi zewnętrznych.
Chłopak złapał mnie za rękę, przyskrzynił do wnęki koło lodówki i zamknął mi dłonią usta. 
- Csiiii.... 
Przegryzłam wargę i znów poczułam zdenerwowanie. Głęboko zaciągnęłam się powietrzem. Harry popatrzył na mnie z góry, linia jego szczęki zarysowała się wyraźniej, a spojrzenie spochmurniało. Jego onieśmielające zdolności zadziałały perfekcyjnie, gdy spuściłam głowę i zawstydzona odwróciłam wzrok.
Za każdym razem przybiera inną twarz. Ciekawe ile ich jeszcze ukrywa przede mną?


Następny rozdział za dwa tygodnie. Proszę aby każdy zostawił po sobie jakiś komentarz, gdyż nie wiem czy nadal prowadzić tutaj tego bloga czy na wattpad. Aczkolwiek zostawiam to waszej opinii.

środa, 11 marca 2015

Rozdział 05.

- Chyba żartujesz... - wydusiła Step z niedowierzaniem.
- Chciałabym. - schowałam twarz w dłoniach i wypuściłam głębokie westchnięcie. Kiedy podniosłam głowę dziewczyna powoli okręciła się na krześle przy biurku, a na jej twarzy malowało się głębokie zamyślenie.
- No i co zamierzasz zrobić? - ponownie zwróciła się z pytaniem.
- Nie mam wielkiego wyboru i tak mam już przesrane.
Schowałam twarz w poduszkę i z całej siły krzyknęłam.
- Może nie będzie taki zły, jak sądzisz?
- C..co? - potrząsnęłam głową, jakbym starała się pomieścić tam wszystkie informacje.
 Na kilka sekund zapanowała grobowa cisza.
- Tak naprawdę nikt nie zna Harrego. Widocznie wpadłaś mu w oko, Ness. A jeśli nie chcesz to po prostu możesz mu odmówić. - powiedziała biorąc dużego łyka gorącej czekolady.
- Mam odmówić NIEBEZPIECZNEMU? Wtedy byłabym skazana już tylko na śmierć! - Zakryłam tym razem twarz w dłoniach. Byłam zrezygnowana i zrozpaczona. 
Może nie będzie tak źle. Mam tylko zbliżyć się do JEGO rodzinki i udawać JEGO dziewczynę. No co może się takiego stać?!
- Nie będzie tak źle, dasz radę! - starała się mnie uspokoić, ale coś w jej głosie mówiło mi, że wcale nie była o tym przekonana.

***
Przeciągnęłam waniliową, obcisłą sukienkę przez moje uda i dalej w górę ciała. Idealnie weszła na moje niezbyt zgrabne ciało, chociaż kupiłam ją jakieś dwa lata temu i muszę przyznać, że ciągle wygląda całkiem nieźle. Odsłaniała trochę nogi i akurat tyle, ile bym sobie życzyła dekoltu.
Nienawidziłam sukienek i to już od najmłodszych lat. Pamiętam jak mama założyła mi białą, jedwabną sukieneczkę w czerwone różyczki. Tak bardzo byłam na nią zła, za ubranie mnie w nią, że pocięłam tkaninę na drobniutkie kawałeczki. Ale skoro Pan Niebezpieczny ostrzegł mnie, że mam ubrać się elegancko postanowiłam założyć ją ten jeden raz.
Zdjęłam z włosów opasającą je frotkę i przeczesałam palcami długie fale spadające mi po plecach. Starałam się okiełznać mocno kędzierzawe pasemka, ale w ostateczności się poddałam.
Usiadłam tuż przed swoją toaletką w momencie, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Chwilę później się uchyliły.
- Ness! - w moim małym domu zabrzmiał donośny głos mamy.
- W pokoju! - odkrzyknęłam nakładając błyszczyk na usta. 
- Wychodzisz? - zapytała starannie mnie skanując. 
Otworzyłam szafę i wyciągnęłam z niej czarne szpilki.
- No tak. 
- Z chłopakiem? - dopytywała dalej. 
- Tak, mamo. Przestaniesz? - zaczęła mnie denerwować. 
- Przecież nic nie mówię.
Miałam jeszcze 5 minut do przyjazdu Harrego. Towarzyszyło mi uczucie, jakby moje serce miało zaraz stanąć. To było okropne. Czułam się jakbym miała iść do odpowiedzi, albo czekać na zatrważające wyniki egzaminu.
W pewnym momencie usłyszałam samochód parkujący na podjeździe mojego domu. Wyjrzałam na zewnątrz, zerkając zza zasłony w moim pokoju. Z pokaźnego, ciemnego wozu wysiadł Harry. Po chwili widziałam jak wspina się po schodkach prowadzących do moich drzwi wejściowych. Szybko chwyciłam marynarkę wiszącą w mojej szafie, nie fatygując się odłożeniem wieszaka, który spadł, na swoje miejsce. W pośpiechu naciągnęłam buty z myślą, że im szybciej całe to spotkanie się skończy, tym lepiej.
- Chyba ktoś po ciebie...
- Wiem!- bąknęłam w pośpiechu.
Nie chciałam być niemiła, ale cała sytuacja działała mi na nerwy. Niechętnie zwlokłam się ze schodów, by ujrzeć Niebezpiecznego w ciemnym, bardzo dobrze dopasowanym garniturze i białą koszulą. Jego złośliwy uśmieszek pokazał dwa dołeczki w jego policzkach, natomiast zielone oczy ukazały cień zadowolenia nie wiadomo dlaczego.

***
Podróż przebiegała w kompletnej, niezręcznej ciszy, nie licząc tych ciągłych telefonów, które zaczynały mnie denerwować. Miał spokojny wyraz twarzy, ale nadal nie mogłam odczytać z niej żadnej emocji. Jego oczy ciągle zwrócone były przed siebie, aż do momentu, kiedy dotarliśmy na drogę piaskową, która skrywała zza gęstą puszczą leśną ogromną bramę. Ta cisza była dla mnie bardzo uciążliwa. W końcu postanowił ją przerwać.
- Wiesz dlaczego wybrałem ciebie, Panno Morgan? - jego pytanie mnie zaskoczyło. Jasne, że nie wiem. Odstaw mnie do mojego domu i daj mi spokój. Nadal mentalnie obrzucałam się pięściami, za to, że wsiadłam do tego samochodu.
- Ness. - poprawiłam go cicho - Nie mów do mnie po nazwisku.
Wzruszył ramionami i znowu zamilkł.
***
Dziwne przeczucie wypełniło mnie od środka, a serce wyraźnie przyspieszyło. Czułam za sobą jego obecność, kiedy otwierałam przed nim drzwi. Chwycił za mój nadgarstek i odsunął dłoń od klamki. Zdałam sobie sprawę, że wstrzymuję oddech. 
Od kiedy on taki miły?
- Oddychaj. - usłyszałam zaraz przy uchu, a ciarki rozniosły się po całej długości kręgosłupa. Powoli otworzył przede mną drzwi, sięgając ponad moim ramieniem. - Jestem wyznawcą zasady, że kobiety mają pierwszeństwo, panno Morgan. - odsunął się na bok i gestem wskazał mi wyjście. 
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie, ignorując, że znowu użył mojego nazwiska. W ciszy zaczerpnęłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Drzwi rozsunęły się gładko, a ja zostałam przywitana ciepłymi odcieniami przedpokoju. Było olbrzymie i przestronne. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to wielki, kryształowy i cudnie świecący żyrandol zawieszony na suficie. W pomieszczeniu rozległ się stukot moich szpilek, odbijających się od marmurowej posadzki. Wokół kominka stały trzy szerokie kanapy, na których siedziały dwie pary, rozmawiające między sobą. Kiedy mnie dostrzegli, posłali mi przyjazne uśmiechy.
Poczułam się niepewnie, gdy jeden z mężczyzn zaczął skanować moje ciało od góry do dołu.
- Witajcie! Harry dużo mi o tobie opowiadał, Vanessa, tak? 
Odwróciłam się. Przede mną stała piękna blond włosa kobieta, nienagannie ubrana.
- Tak, miło mi panią poznać. - uścisnęliśmy sobie dłonie.
Spojrzałam na Stylesa. Ten jego przewiercający na wylot wzrok... Nie miałam pojęcia jak miałam wytrzymać z nim cały wieczór. Byłam w jego towarzystwie dopiero jakieś trzydzieści minut i dwadzieścia pięć sekund, a już nerwowo skubałam paznokcie i przygryzałam wargę. Drań. Westchnął cicho i to była najbardziej szalona ekspresja, na jaką sobie pozwolił od momentu, kiedy tu wszedł.
- Usiądźcie. - odezwała się z szeroko uśmiechniętą buzią, jednak kiedy zajęliśmy miejsce w białej, mięciutkiej, skórzanej kanapie kobieta rozpłynęła się w powietrzu.
- Harry, to twoja dziewczyna? - odezwał się mężczyzna, który wcześniej bezczelnie mnie skanował.
- A co zazdrościsz? - przekręcił głowę w bok i popatrzył na mnie wyraźnie zaintrygowany.
Nieznajomy fuknął i upił łyk bulgocącego, przezroczystego trunku. Wyglądało na to, że pili szampana. 
- Może... - uśmiechnął się.
- Masz ochotę na odrobinę szampana, Vanesso? - zapytał, wdzięcznie przemieszczając się w stronę barku z alkoholem. Z chłodziarki na wina wyjął jedną butelkę szampana i z powrotem ruszył w moją stronę.
- Czemu nie... - uśmiechnęłam się. Z ciekawością obserwowałam z jaką swobodą przemieszcza się po salonie. Po drodze chwycił jeszcze dwa kryształowe kieliszki i postawił je na blacie barku. .
Otworzył butelkę z hukiem i uśmiechnął się pod nosem, kiedy podskoczyłam nie spodziewając się wystrzału. Zaczerwieniłam się, a on nalał różowego, musującego płynu do naszych kieliszków.
- Masz. - podał mi trunek. 
Wszyscy zgromadzeni dokładnie nas obserwowali.
- Kochanie... - powiedział przy moim uchu. Zadrżałam.
Upił mały łyk szampana, a ja powtórzyłam jego ruch. Smakował dziwnie, ale zaraz postanowiłam upić jeszcze więcej. Pociągnęłam łyk i nagle napój zaczął mi szalenie smakować.
- Opowiedz nam coś o sobie, Vanesso. - w końcu pojawiła się ta kobieta, która przywitała nas gdy weszliśmy do pomieszczenia.
- Jestem malarką... - powiedziałam zgodnie z prawdą. 
- Oh... Mój mąż też malował, ale teraz kiedy bardzo choruje nie ma po prostu siły utrzymać pędzel w dłoni. - zauważyłam zmartwienie w jej zachowaniu. Widocznie bardzo go kocha.
- Przykro mi... - wyszeptałam. 
Kobieta uśmiechnęła się i pociągnęła łyk czerwonego wina. 
- Nie martw się tym, próbujemy wszystkiego żeby wytępić tego złośliwego raka. - powiedziała żartobliwym tonem, ale w głębi duszy wiedziałam, że kłamie.
- Skończmy z tym tematem, mamo. Obiecałem oprowadzić, Ness po naszej posiadłości. Chyba nie będziecie źli jak na trochę wyjdziemy. 
- Oczywiście, że nie Harry. To miło z twojej strony, że pozwoliłeś nam ją poznać. Może przedstawiłbyś także, Ness ojcu?  - zaproponowała kobieta, ale Niebezpieczny nawet nie chciał jej słuchać. Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.

***
Każdy kolejny pokój był duży i przewiewny. Bez trudu bym się tam zgubiła, gdyby nie Pan Niebezpieczny, kurczowo trzymający mnie za rękę. Pokazał mi dzieła swojego ojca. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś był tak bardzo dumny ze swojego rodzica.A Kiedy opowiadał mi o nim czułam, że bardzo go kocha. W pewnym momencie zazdrościłam mu takiego uczucia do swoich rodziców. Ja swoimi gardziłam za to, że nie mają dla mnie czasu. Że zawsze zostaje sama, a on chociaż wychowywał się tak naprawdę sam to nadal ich podziwiał. Kiedy skończył jego pociemniałe oczy w końcu zwróciły na mnie uwagę.
- Powtórzę pytanie. Czy wiesz dlaczego akurat ciebie wybrałem i jaki jest mój cel? - zmarszczył czoło i wyglądał na lekko skonsternowanego.
- Skąd mam wiedzieć? - przewróciłam oczami. 
- Ponieważ masz tak samo wrażliwą duszę jak mój ojciec. Moim celem nie jest miłość i takie błahostki, więc nie licz na to. Moim celem jest przejęcie majątku po ojcu. Rozumiesz, czy nie? 
- No rozumiem, więc chodzi ci tylko o forsę? A co ja będę miała z tego wszystkiego? Pieniądze mam, talent mam, niczego mi nie brakuje, więc co możesz mi zaoferować?
- Mnie?



Czytasz-komentujesz-motywujesz-doceniasz moją pracę

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 04.

- Witam ponownie, panno Morgan - Powiedział z miną jak chmura gradowa.
Stałam jak wryta. Co on tu u diaska robi?!
- Pan tutaj?! - zapytałam nie wiedząc dokładnie, czy potrafię wymusić na sobie normalny ton mojego głosu.
Spojrzałam mu w oczy. Milczał, a jego mina nie zdradzała, jakie ma zamiary.
Drżałam, cholerne uczucie strachu zaczęło przedzierać się przez moją cienką fakturę garderoby.
U licha! Co jeśli on znowu pomyślał, że wchodzę mu w drogę?!
- Ja nie...
- Zamknij się. A tobie... - zwrócił się do Step. - tobie już podziękujemy. Zjeżdżaj - wycedził surowo. Dziewczyna spojrzała na mnie, jej wargi drgnęły i lekko kiwając mi głową, odeszła.
Zacisnęłam powieki i zaczęłam nie równo oddychać przez nos, świadoma tego, że właśnie zostałam z nim sama.
- O co ci chodzi? - odważyłam się zapytać, ale on nie odpowiedział. Odnalazł drogę do mojej dłoni i mocno za nią ścisnął prowadząc do pustej windy.
Nie puszczał.
Drzwi od windy zamknęły się, a ja poczułam jak jego pociemniałe oczy skanują moją przerażoną twarz.
- Boisz się mnie. Wiem, że moje zachowanie jest karygodne. Ale uwierz, to najlepsze rozwiązanie jakie wymyśliłem spotykając ciebie.
Przy tym ostatnim zdaniu w jego oczach pojawiło się jakieś silne, nieznajome uczucie. Poczułam jak  temperatura mojego ciała diametralnie się zmienia. Westchnął przeciągle i spojrzał na mnie.
- Chodź... - pociągnął mnie w stronę czarnego mercedesa. - wsiadaj.
Oczywiście zrobiłam jak rozkazał.
Jechaliśmy do centrum. Zrezygnowana tą całą sytuacją oglądałam niknące w dali budynki. Co on wyprawia?!
Zacisnęłam ręce w pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Co jeśli on coś mi zrobi? A jeśli zgwałci i zabije?! Nie, nie, nie!
Przymknęłam oczy i usiłowała odzyskać spokój. Dam radę, dam radę... 
W pewnym momencie poczułam, że się zatrzymujemy. Rozejrzałam się po okolicy
- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam grzecznie, ale on tylko spojrzał się na mnie jak na debilkę i wyszedł z samochodu. Myślałam, że skoro mi na początku otworzył drzwi to i tym razem też tak będzie, ale pomyliłam się. Jaśnie hrabia nawet się nie obejrzał za mną, więc postanowiłam podążyć za nim.
Kiedy poczułam orzeźwiające powietrze i cudny krajobraz otaczający mnie, naszła mnie wena na malowanie. Zaczęłam wyobrażać sobie mojego "księcia" z bajki, który przechadza się ze mną po tym cudnym Edenie. 
- Ty... podejdziesz w końcu tu? - zadźwięczał jego głęboki głos. 
Powoli zbliżyłam się do niego zaplatając ręce na piersiach.
- Dlaczego tu przyjechaliśmy? 
Zmarszczył czoło i przymrużył ciemne oczy. 
- Mam do ciebie sprawę i tylko taka cnotka jak ty może rozwiązać moje dochodzenie, rozumiesz? 
- Żartujesz sobie? - zapytałam ironicznie. 
Chłopak złapał głęboko powietrze i przymrużył oczy ze zdenerwowania. 
- A czy wyglądam jakbym żartował? Nie, więc może zacznij łaskawie słuchać to co mam ci do powiedzenia. 
- Mogę się nie zgodzić? - podstawowe pytanie. 
Uśmiechnął się zadziornie i pokiwał przecząco głową. 
- Czyli mam przesrane? 
-Otóż to!

***

Ciąg dalszy nastąpi za tydzień, albowiem ide opijać moje 18-ste urodziny. 
Miłego dzionka kochani :D!
Saki chan official

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 03.


Mężczyzna stał tuż przy niepościelonym łóżku. Jego spojrzenie prześlizgiwało się po moim półnagim ciele, aż w końcu dotarł do mojego przerażonego wzroku. Uśmiech błąkający się po jego twarzy był dowodem, że bawiła go moja reakcja.
- Nie odpowiesz mi na moje przywitanie? - zapytał podchodząc bliżej.
Zadrżałam i poczułam dziwny ucisk w żołądku. Bałam się go i jednocześnie pragnęłam. Dziwne, a zarazem magnetyczne uczucie wędrowało po moim móżdżku. Wpatrywałam się, jak z każdym kolejnym krokiem brązowowłosy chłopak zamyka przestrzeń między nami, tym samym odbierając mi mowę.
Nieznajomy zatrzymał się i dotknął opuszkiem palca moją wilgotną jeszcze skórę na ramieniu.
Ciepło otulające nas sprawiło, że moje serce zaczęło bić coraz szybciej, a ciało drżeć ze zdenerwowania.
-Witaj... - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. Strach przed Niebezpiecznym zaczął wpływać na moją psychikę i ciało.
- Widzę, że bojowe wcześniej zachowanie znikło w niepamięć, Panno Morgan. - stał nieruchomo, ale nadal z pełną gracją. Pomimo, że nie wykonał żadnego, kolejnego gestu, czułam przenikający żar spojrzenie, które budziło we mnie respekt. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać.
- Jak się tu dostałeś? - odważyłam się zapytać, jednak on nagle wybuchnął dziwnym gniewem i przykuł mnie swoim ciałem do szklanej ściany.
- Posłuchaj mnie dziecinko, jeśli wejdziesz mi w drogę... nie będę już taki miły. Żegnam. - odwrócił się i wyszedł w pośpiechu.

Co to miało być?!





***



Kolejny dzień nie należał do tych najszczęśliwszych.
Był gorszy, bo byłam zmęczona nie zmrużając oczu w nocy. Gorszy, bo znowu byłam sama i gorszy, bo po raz kolejny wpakowałam się w kłopoty.
A najokropniejsze było to, że bałam się spotkania z Panem Niebezpiecznym. Wychodząc z auta, czułam jak z minuty na minutę robię się coraz bardziej spięta. Jednak wchodząc do pracowni malarskiej, poczułam jak ogarnia mnie spokój.
- Zapraszamy, Panno Morgan do swojego stoiska. - rozkazał nauczyciel.
Zrobiłam jak kazał, wkładając między czasie ten okropny fartuch.
- Przepraszam, Vanessa? - Usłyszałam niski głos dziewczyny, która wcześniej chciała nawiązać ze mną kontakt. Postanowiłam przezwyciężyć swoją "blokadę" i w końcu się odezwać.
- Tak, coś się stało? - zapytałam, posyłając jej lekki uśmiech.
- Przepraszam, ale czy byś mogła zamienić się ze mną miejscami? Przytłacza mnie krajobraz za oknem...
- Nie ma problemu. - ucieszyłam się. Lubię oglądać krajobraz, najlepiej naturę, ale od kilku dni myślę, że ona tu umiera.


Gdy lekcje wreszcie dobiegły końca, szybko odłożyłam "wdzianko" i raźnym krokiem dotarłam na szkolny parking, gdzie kręciło się już sporo odjeżdżających uczniów.
W pewnym momencie dziewczyna, z którą zamieniłam jakiś normalny "kontakt", przybiegła do mnie i poprosiła o wspólny wypad na zakupy. Nie przepadałam za zakupami, ale dla jakiejś w końcu "rozrywki"- zgodziłam się.



***



Czekałam na Stephanie (bo tak miała na imię) około piętnaście minut na rynku. 
- Hej, Vanessa! - Jej melodyjny głosik zdradzał, że cieszyła się z naszego wypadu. 
- Witaj, proszę nazywaj mnie Ness. Lepiej się wtedy czuję -powiedziałam z sympatią w głosie, aby pokazać się z tej lepszej trochę strony niż dotychczas. 

Chodzenie po centrum handlowym wcale nie było taką złą decyzją. W końcu mogłam porozmawiać o rzeczach, które mnie ciekawiły. Step, bo tak kazała mi się do niej zwracać, miała bardzo podobną sytuację rodzinną jak ja. Tyle, że raz w tygodniu spotykają się z całą rodziną przy jednym stole.
Rozmowa przybrała inną barwę, kiedy zeszłam na temat Tajemniczego.
- Nie zbliżaj się do niego, Ness. Ten twój "Tajemniczy" nazywa się Harry Styles i nie tylko jest niebezpieczny, ale i obrzydliwie bogaty! Słyszałam, że ma dziwne upodobania i kto mu wejdzie w drogę...
- Zginie? - przerwałam jej. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nie gadaj, że miałaś z nim styczność?! - jej głos zadrżał.
- Niestety miałam... - westchnęłam zrezygnowana.
- Masz przesrane, stara.
Otworzyłam oczy. Miała bardzo poważny wyraz twarzy.
- Nie rozumiem, o co chodzi? - spytałam, zachowując spokój. Jednak, w pewnej chwili poczułam, że nie jesteśmy same. Że ktoś na nas patrzy.

- Neee...Ness..- Dziewczyna zaczęła panikować, a ja zrozumiałam, że to Harry.

Od autorki: Standardowo pragnę Wam szczerze podziękować za komentarze z Waszą cenną opinią. Mam nadzieję, że ten rozdział również Wam się spodoba i oczywiście staniecie się stałymi czytelnikami tego bloga. 
Następny rozdział w piątek. 
Bajos ;*!