wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 03.


Mężczyzna stał tuż przy niepościelonym łóżku. Jego spojrzenie prześlizgiwało się po moim półnagim ciele, aż w końcu dotarł do mojego przerażonego wzroku. Uśmiech błąkający się po jego twarzy był dowodem, że bawiła go moja reakcja.
- Nie odpowiesz mi na moje przywitanie? - zapytał podchodząc bliżej.
Zadrżałam i poczułam dziwny ucisk w żołądku. Bałam się go i jednocześnie pragnęłam. Dziwne, a zarazem magnetyczne uczucie wędrowało po moim móżdżku. Wpatrywałam się, jak z każdym kolejnym krokiem brązowowłosy chłopak zamyka przestrzeń między nami, tym samym odbierając mi mowę.
Nieznajomy zatrzymał się i dotknął opuszkiem palca moją wilgotną jeszcze skórę na ramieniu.
Ciepło otulające nas sprawiło, że moje serce zaczęło bić coraz szybciej, a ciało drżeć ze zdenerwowania.
-Witaj... - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. Strach przed Niebezpiecznym zaczął wpływać na moją psychikę i ciało.
- Widzę, że bojowe wcześniej zachowanie znikło w niepamięć, Panno Morgan. - stał nieruchomo, ale nadal z pełną gracją. Pomimo, że nie wykonał żadnego, kolejnego gestu, czułam przenikający żar spojrzenie, które budziło we mnie respekt. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać.
- Jak się tu dostałeś? - odważyłam się zapytać, jednak on nagle wybuchnął dziwnym gniewem i przykuł mnie swoim ciałem do szklanej ściany.
- Posłuchaj mnie dziecinko, jeśli wejdziesz mi w drogę... nie będę już taki miły. Żegnam. - odwrócił się i wyszedł w pośpiechu.

Co to miało być?!





***



Kolejny dzień nie należał do tych najszczęśliwszych.
Był gorszy, bo byłam zmęczona nie zmrużając oczu w nocy. Gorszy, bo znowu byłam sama i gorszy, bo po raz kolejny wpakowałam się w kłopoty.
A najokropniejsze było to, że bałam się spotkania z Panem Niebezpiecznym. Wychodząc z auta, czułam jak z minuty na minutę robię się coraz bardziej spięta. Jednak wchodząc do pracowni malarskiej, poczułam jak ogarnia mnie spokój.
- Zapraszamy, Panno Morgan do swojego stoiska. - rozkazał nauczyciel.
Zrobiłam jak kazał, wkładając między czasie ten okropny fartuch.
- Przepraszam, Vanessa? - Usłyszałam niski głos dziewczyny, która wcześniej chciała nawiązać ze mną kontakt. Postanowiłam przezwyciężyć swoją "blokadę" i w końcu się odezwać.
- Tak, coś się stało? - zapytałam, posyłając jej lekki uśmiech.
- Przepraszam, ale czy byś mogła zamienić się ze mną miejscami? Przytłacza mnie krajobraz za oknem...
- Nie ma problemu. - ucieszyłam się. Lubię oglądać krajobraz, najlepiej naturę, ale od kilku dni myślę, że ona tu umiera.


Gdy lekcje wreszcie dobiegły końca, szybko odłożyłam "wdzianko" i raźnym krokiem dotarłam na szkolny parking, gdzie kręciło się już sporo odjeżdżających uczniów.
W pewnym momencie dziewczyna, z którą zamieniłam jakiś normalny "kontakt", przybiegła do mnie i poprosiła o wspólny wypad na zakupy. Nie przepadałam za zakupami, ale dla jakiejś w końcu "rozrywki"- zgodziłam się.



***



Czekałam na Stephanie (bo tak miała na imię) około piętnaście minut na rynku. 
- Hej, Vanessa! - Jej melodyjny głosik zdradzał, że cieszyła się z naszego wypadu. 
- Witaj, proszę nazywaj mnie Ness. Lepiej się wtedy czuję -powiedziałam z sympatią w głosie, aby pokazać się z tej lepszej trochę strony niż dotychczas. 

Chodzenie po centrum handlowym wcale nie było taką złą decyzją. W końcu mogłam porozmawiać o rzeczach, które mnie ciekawiły. Step, bo tak kazała mi się do niej zwracać, miała bardzo podobną sytuację rodzinną jak ja. Tyle, że raz w tygodniu spotykają się z całą rodziną przy jednym stole.
Rozmowa przybrała inną barwę, kiedy zeszłam na temat Tajemniczego.
- Nie zbliżaj się do niego, Ness. Ten twój "Tajemniczy" nazywa się Harry Styles i nie tylko jest niebezpieczny, ale i obrzydliwie bogaty! Słyszałam, że ma dziwne upodobania i kto mu wejdzie w drogę...
- Zginie? - przerwałam jej. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Nie gadaj, że miałaś z nim styczność?! - jej głos zadrżał.
- Niestety miałam... - westchnęłam zrezygnowana.
- Masz przesrane, stara.
Otworzyłam oczy. Miała bardzo poważny wyraz twarzy.
- Nie rozumiem, o co chodzi? - spytałam, zachowując spokój. Jednak, w pewnej chwili poczułam, że nie jesteśmy same. Że ktoś na nas patrzy.

- Neee...Ness..- Dziewczyna zaczęła panikować, a ja zrozumiałam, że to Harry.

Od autorki: Standardowo pragnę Wam szczerze podziękować za komentarze z Waszą cenną opinią. Mam nadzieję, że ten rozdział również Wam się spodoba i oczywiście staniecie się stałymi czytelnikami tego bloga. 
Następny rozdział w piątek. 
Bajos ;*! 


niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 02.




Czułam jak przerażenie przedziera się przez moje rozdrażnione myśli.
- J..ja.. - język ugrzązł mi w gardle. Wyglądał na niebezpiecznego gangstera, któremu nie warto wchodzić w drogę. Czy to mój najgorszy dzień w całym życiu?!
Zdecydowanym krokiem podszedł do mnie i przeskanował zniewalającymi zielonymi oczami. Nigdy nie widziałam tak intensywnego koloru oczu. Nawet w najśmielszych snach.
- Co? Język ci zastygł w mordzie? - wycedził przez zęby.
Nagle chłopak, którego wcześniej okładał z ledwością wstał z przesiąkniętej od jego krwi ziemi i zaczął coś niezdarnie bełkotać. Niebezpieczny nawet się tym nie przejął. Cały ten czas patrzył mi głęboko w oczy tak jakby chciał z chęcią skopać mi dupę, jak wcześniej temu chłopakowi.
- Panno Morgan! - usłyszałam donośny głos mojego szofera. - nie może pani...
Zamilkł.
Co go tak uciszyło? No tak... ten chłopak.
Patrzył na niego... z obrzydzeniem? Widziałam jak jego niebieskie tęczówki zaczynają ciemnieć, z każdą kolejną upływającą sekundą.
- Panie Horan? - Przeszedł mnie zimny dreszcz.
Niebezpieczny w końcu znalazł inny punkt zainteresowań, Nialla.
- Miło znów się z tobą zobaczyć, Blondasku. - powiedział ironicznie.
To oni się znali?!
Mój szofer złapał mnie za rękę i prowadził do samochodu. Kim był u licha ten chłopak?!
Wsiadłam do samochodu i zszokowana analizowałam całą tą zaistniałą sytuację.
- Mogę wiedzieć coś o tym chłopaku, Panie Horan? Znacie się? - Niebieskooki spojrzał się na mnie w odbiciu lusterka.
- To bardzo niebezpieczny mężczyzna, Panno Morgan. Dla niego nie liczy się dobro innych. - No fajnie..




***

Jak tylko weszłam do swojego pokoju, zrzuciłam z siebie ubranie i włożyłam je do pralki. Przeczesałam szczotką włosy i ruszyłam do komody, która posiadała szuflady pełne ciuchów. Gładko przeciągnęłam przez głowę bokserkę i skierowałam się w stronę sztalugi z płótnem, naciągając spodnie od pidżamy. Pociągając krótkie czarne linię, myślałam o zielonych oczach, które wydawały mi się bajkowe.


***


Rano, kiedy otworzyłam oczy usłyszałam krzątanie się kogoś po kuchni. Zwinnymi ruchami wygramoliłam się z łóżka i powędrowałam na dół.
- Dzień dobry, córeczko. - to była moja mama. Siedziała przy blacie kuchennym z filiżanką gorącej kawy. Nawet mając czterdziestkę na karku wyglądała jak top modelka. Długie, ciemne, kręcone loki i brak zmarszczek. Czasem miałam wrażenie, że była piękniejsza niż ja sama.
- Ty tutaj?! - zapytałam zszokowana. Rzadko się zdarzało, że mogłam ją zobaczyć w domu. Tym bardziej w sobotę.
- Tak, mam umówione spotkanie biznesowe w naszym domu, więc proszę abyś się stosownie ubrała. - O rany, skąd w niej tyle arogancji?
- Przecież to twoje spotkanie, a nie moje. - oznajmiłam wywracając oczami.
- Sama się ubierzesz, czy mam ci pomóc?
- Dobra! Już idę, przecież...


Wyszło na to, że poszłam spać dalej.


***

Była już noc, kiedy się obudziłam, a ja poza oglądaniem telewizji, siedzeniem na komputerze lub nawet sprawdzaniem telefonu, nie miałam co zrobić ze swoim nudnym życiem. Przyciskając głowę do kołdry, wrzasnęłam w poduszkę, wypuszczając na zewnątrz całą frustrację. Cóż, jestem przyzwyczajona do samotności.
Weszłam do łazienki, rozebrałam się i odkręciłam ciepłą wodę przed wejściem do środka, pozwalając by stopniowo uregulowała ona swoją temperaturę.
Gdy z tym skończyłam, owinęłam ręcznik wokół ciała i pomaszerowałam po inne ubranie niż piżama, jednak do moich uszu dobiegło znajome chrząknięcie.
- Witaj, Panno Morgan...

Pan Niebezpieczny?!


Od Autorki: Witam Was wszystkich.
Trochę przykro mi, że powiadomiłam o rozdziale około 80 osób, a skomentowało go dosłownie 6 osób. Zainteresowanych blogiem było 90 osób, a zaobserwowało go 8 osób.
Piszę tego bloga dla Was, więc jeśli możecie to zostawcie po sobie jakiś ślad.
Do następnego.

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 01.

Marcowy poranek był jeszcze piękniejszy niż poprzedni. Od kiedy przeprowadziłam się do Nowego Jorku, był to mój najszczęśliwszy dzień. A było on cudowny, gdyż wraz moimi rodzicami kupiliśmy dom z dala od hałasu samochodów i ludzi. Po prostu dom w środku lasu.
 Mój pokój znajdował się na poddaszu. Wielkie okno zamiast ściany oświetlał i nadawał wyjątkowość temu pomieszczeniu. Nie chciałam jakiś wytwornych mebli. Dwie małe komody, półka z telewizorem i duże łóżko-było to coś o czym marzyłam od zawsze. Wliczając w to mój laptop- on zawsze był na pierwszym miejscu.
Moi rodzice dobrze pracowali, a dobrze pracować łączyło się z brakiem czasu na wspólne obiady, wypady na miasto i różne takie. Także od kiedy pamiętam byłam sama.
Przez brak czasu moich rodziców, trudno mi było nawiązywać  kontakty z rówieśnikami. Tak naprawdę, to z nikim nie chciałam rozmawiać. Odpowiadało mi życie samej.
 Zgodziłam się na przeprowadzkę, bo nie miałam żadnego innego pomysłu na pogodzenie się z tym, że dla moich opiekunów bardziej liczyła się praca i pieniądze niż własna siedemnastoletnia córka. Także, miałam wszystko, prócz rodziców.
Zapisali mnie do szkoły artystycznej, za co im bardzo podziękowałam. Lubiłam bazgrać na kawałkach papieru moje uczucia i to, co mogłam zobaczyć jeżdżąc od czasu do czasu z mamą w delegację. Malowanie nadawało mojemu życiu to, czego mi brakowało.
                Gdy skończyłam układać ubrania w nie dużej sosnowej komodzie, poszłam z kosmetyczką do łazienki, którą pech dał miałam we własnym pokoju. Dlaczego nazwałam to pechem? Bo chociaż przez parę minut mogłabym po przebywać z mamą. Będzie mi brakować tych sporów o kosmetyki, chociaż zdarzały się one bardzo rzadko.
Rozczesałam moje średnie, ciemne włosy i przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Duże niebieskie oczy i nieskazitelna pół-ciemna skóra, ukazywały cień zmęczenia. Postanowiłam położyć się do łóżka. Zasypianie nie trwało długo. Wystarczyło zamknąć oczy, a słynny Morfeusz powitał mnie z otwartymi ramionami.
               ***
                Mój sen  nie był na tyle trwały, jak myślałam. Naciągnęłam puchową kołdrę na głowę i nawet szlochanie w poduszkę mnie nie uspokoiło. Jednak spanie samemu w tak dużym domu nie było wcale takim dobrym rozwiązaniem. Przerażał mnie ten ciągły szum wiatru i krople deszczu bijące o dach. Zasnęłam dopiero, kiedy usłyszałam tupanie szpilek mojej mamy.
                Rano przywitała mnie lekka mgła, przez co poczułam się dość nieswojo, gdyż uwielbiałam spoglądać na błękitne, bezchmurne niebo ze złotymi promieniami słońca.
Śniadanie zjadłam w samotności i dzięki Bogu po nim, usłyszałam dzwonek do drzwi frontowych. Po otworzeniu ich zaniemówiłam. Przede mną stanął dobrze zbudowany mężczyzna, na moje oko mógł mieć z dwadzieścia pięć lat. W garniturze i słuchawką w uchu. Ciemne jak zwierze lica ośmieliły moją duszę.
- Witam, Panno Morgan. Nazywam się Niall Horan, przysłał mnie pański ojciec- Josh. Od Dzisiaj będę pani szoferem. - Uśmiechnęłam się blado. Miał niski pociągający głos i średnie rozczochrane przez wiatr włosy.
- Nazywaj mnie Ness. - poprawiłam go nieśmiało i wzięłam swoją torbę ze wszystkimi rzeczami do malowania.  - Jeśli można to niech pan mnie zawiezie do szkoły artystycznej w centrum.
- Pani życzenie, jest dla mnie rozkazem. - oznajmił wskazując dłonią na czarne BMW, które stało na placu przed domem.
                Kiedy dojechaliśmy na miejsce wszyscy gapili się na mnie jak na wariatkę, a przecież ją nie byłam. Wysiadłam z auta żegnając szofera z uśmiechem. Był miły i bez wątpienia bardzo przystojny.  W głębi duszy nie mogłam się doczekać jego powrotu po mnie.
                Szkoła była dla mnie istnym rajem na ziemi. Oczywiście znacie ten sarkazm?
Co najbardziej uwieczniło mi się w mojej zakłopotanej mózgownicy? Może tylko to, że nauczyciel od szkicowania, pan Franklin, uświadomił mnie, że w rysowaniu ołówkiem najważniejsze jest to, co chcemy uwiecznić na papierze. Nie zawsze to może przestawiać obraz, czasami krótkie machnięcia ołówkiem potrafią wyrażać głębie naszej zranionej duszy. Dostałam od niego biały fartuch, przekładany za głowę. Wyglądałam w nim jak słodka pielęgniarka. Gdybym miała jeszcze na sobie białą, jedwabną koszulę...- ohyda!
                Myślałam, że skoro to szkoła artystyczna to nie będzie dużo ludzi, jednak myliłam się. Stado rozwścieczonych nastolatków, brak ciszy i skupienia. Na lekcjach widać, że każdy każdego zna i całkiem dobrze razem potrafią współpracować. Jedna dziewczyna-Stephanie próbowała nawiązać ze mną konwersację, niestety po paru próbach dała sobie spokój. Starałam się odezwać, jednak miałam w sobie wewnętrzną blokadę, którą nie mogłam przezwyciężyć.
                Gdy lekcje wreszcie się skończyły, położyłam na swój osobisty wieszak fartuch i pewnym krokiem ruszyłam w stronę chłopaka-szofera. Dookoła samochodu zauważyłam kręcących się ludzi, którzy między sobą wymieniali jakieś "cenne" informacje.Ignorując uczniów, którzy odwracali głowy, słysząc moje nieśmiałe przywitanie z Niallem, wsiadłam do czarnego cudeńka i jak inni dołączyliśmy do kolejki pojazdów, czekających na wyjazd.
                Nagle gdzieś w dali zrobiło się zamieszanie. Próbowałam jakoś przełknąć ten hałas, jednak nie udało mi się. Z wielkim oburzeniem wyszłam z samochodu i pewnym krokiem zbliżyłam się do centrum „widowiska”. Moim oczom ukazał się wysoki chłopak z ciemnymi, kręconymi włosami.
Czy on właśnie okładał jakiegoś kolesia?
Dopiero, kiedy spotkałam jego mroczny wzrok, który spoczął na mojej twarzy zaczęłam czuć, że drżę. Słyszałam swój przyśpieszony puls, poczułam suchość w ustach. Mój zdenerwowany wzrok błądził po całej długości jego ciała. Jeansy, które miał na sobie były idealnie dopasowane, a biała koszulka zdawała się czcić jego tors. 

- Na co się gapisz?! - spytał szorstkim głosem.
-J..ja..




Od Autora: Jeśli czytasz-zaobserwuj bloga :)
Czekam na komentarze z waszą opinią :)


poniedziałek, 16 lutego 2015

...Wstęp..

Mam niezmierną przyjemność po raz kolejny zaprezentować Wam, moi kochani, blog z Fanfiction.
Mimo, iż tytuł jest praktycznie taki sam jak "Pięćdziesiąt twarzy Greya",
 nie będzie to takie samo opowiadanie. (i nie chodzi tu tylko o sex itp.) 
Sytuacje w tym opowiadaniu będą zupełnie inne lub podobne. 
Zwiastun postaram się zrobić niebawem.

A teraz chcę zaprezentować Wam prolog opowiadania i zachęcić do dalszego czytania.

UWAGA AUTORA: OPOWIADANIE JEST TWORZONE W CELACH CZYSTO ROZRYWKOWYCH. ZAWIERA JĘZYK POWSZECHNIE UWAŻANY JAKO WULGARNY, ORAZ SCENY EROTYCZNE, KTÓRE MOGĄ BUDZIĆ UCZUCIA DYSKOMFORTU. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Prolog

Czułam jak zakochuje się w nim coraz mocniej, jednak z całej siły próbowałam to ukryć. Wiedziałam, że nie jestem dziewczyną dla niego, ani on facetem dla mnie. 
 On był...

Wulgarny...
Niebezpieczny...
Budził respekt...

A ja...chciałam go bliżej poznać?
Niestety zbliżając się do niego popełniłam błąd, a równocześnie najprzyjemniejsze doznanie w całym moim życiu.